- Tak naprawdę w Sejmie jest 50 posłów, którzy uczciwie pracują w różnych komisjach. Trudno zaistnieć uczciwą pracą, bo ona jest nudna i nikt jej nie widzi, nie docenia - mówi poseł PSL Stanisław właśnie 30 lat, odkąd jest Pan w to mówią Rosjanie - "I chwati't". (śmiech)Trudno uwierzyć. Rzeczywiście nie chce Pan już startować w wyborach?Mnie wyeliminował system. Jest parytet dla młodzieży, a jak pani widzi, młodzieżą nie jestem. Jest parytet dla kobiet, no, przykro się przyznać, ale kobietą też nie jestem. W związku z tym czekam na jakiś parytet dla ludzi kumatych, ale nie ma takiego parytetu. Wypadam z gry. Chyba nie zrobię sobie operacji, żeby być kobietą. Sugeruje Pan, że w Sejmie nie ma ludzi kumatych?Są, są. W tym układzie będą kumaci wśród młodzieży, wśród kobiet. Reszta poważnie?Po tylu latach, człowiek siłą rzeczy, czuje się trochę, nie, nie wypalony, ale znów od początku zaczynać to, co się zaczynało przez wiele, wiele kadencji? W gruncie rzeczy ta praca się niewiele zmienia, a ja się obawiam, że w moim mózgu zostały już tylko trzy komórki - od żółtego przycisku, zielonego przycisku i czerwonego. Reszta padła. (śmiech) Trzeba zająć się czymś innym, żeby też trochę mózg się z tych przycisków przez trzydzieści lat używał Pan najczęściej?Myślę, że pół na pół. Był okres, kiedy byłem w opozycji, więc byliśmy przeciw, jak byłem w koalicji, to byliśmy za; sześć lat byłem ministrem, no, to trudno, żebym głosował przeciwko pomysłom rządowym. Teraz jesteśmy od dwóch kadencji w koalicji, więc też popieram pomysły rządowe. A w układzie parlamentarnym osiemdziesiąt parę procent to projekty rządowe, a dwadzieścia - poselskie. Tak to funkcjonuje w parlamencie każdego demokratycznego kraju, więc nie ma w tym nic dziwnego. Przez te lata chyba widział Pan na Wiejskiej już wszystko?Niestety. (śmiech) O niektórych rzeczach mogę tak niestety, Pan zobaczył?Wie pani, ta polityka nie jest tak ponura, jak to widać niekiedy z okienka telewizora. Są i takie momenty czy chwile, kiedy jest wesoło. Do polityki trafiłem z tak zwanego parytetu. Komuniści mieli do perfekcji to opracowane, żeby w parlamencie była reprezentacja różnych zawodów, różnych środowisk. Miał więc być leśnik, po studiach, metr osiemdziesiąt wzrostu, siedemdziesiąt pięć kilo wagi. (śmiech) Byłem wtedy jedynym w Polsce, który odpowiadał tym kryteriom, więc nie było szansy, żeby mnie nie wybrali. Zostałem posłem ZSL. Wybrali mnie przewodniczącym komisji rolnictwa, leśnictwa i gospodarki żywnościowej. Pierwszym sekretarzem był Wojciech Jaruzelski. Miał zwyczaj zwoływać w KC spotkania na temat wspólnej polityki rolnej. Lubił też czymś otoczenie zaskoczyć. No i na takim spotkaniu wyciągnął jakieś dane statystyczne, z których wynikało, że świnia do 100 kilo na Zachodzie Europy żyje pół roku. U nas żyje rok. Powiedział: "Towarzysze, trzeba działać, dlaczego ta świnia u nas tak długo żyje?". A był na tym spotkaniu sekretarz, nazywał się Michałek, duży zgrywus, który wstał i powiada: "Towarzyszu sekretarzu, w tym ustroju sprawiedliwości społecznej każdy chce żyć jak najdłużej". Ze śmiechu pospadaliśmy ze stołków, a Jaruzelski nawet się nie uśmiechnął. Nakazał pięć minut przerwy. Po tym czasie wrócił sekretarz Michałek, zbity jak pies, że trudno było z nim rozmawiać. Jak wspomina Pan posłowanie w komunistycznym parlamencie, który przecież był parodią demokracji?Nikt z nas wówczas nie podejrzewał, że to się szybko skończy. Były marzenia, ale system wydawał się taki, że to on nas przeżyje, a nie my jego. Jakoś trzeba było żyć. Nie wstąpiłem do PZPR, choć mocno mnie namawiali. Po studiach zostałem zastępcą nadleśniczego, a w sąsiednim nadleśnictwie nagle zmarł nadleśniczy. Skierowano mnie tam do pracy. Po paru miesiącach wezwał mnie szef i mówi: "Chłopie, albo wstąpisz do partii, albo nie mogę cię awansować. Wstąp do partii, zostaniesz nadleśniczym, to ci przynajmniej pobory podniosę, bo dojeżdżasz 60 km trabantem do roboty i się zatyrasz". Nie rozważałem nawet tego, aby wstąpić do PZPR. W Mławie zacząłem szukać innej partii i znalazłem ZSL. Wszedłem, przedstawiłem się, poprosiłem o statut, program. Dali mi, przeczytałem, nie było tam nic takiego, co by mnie zniechęciło, więc wstąpiłem. Poinformowałem swojego szefa, że jestem już w partii, nie mówiąc w jakiej. No to zarządził egzekutywę, czy też prezerwatywę, tak jakoś podobnie się to nazywało (śmiech) i zaczęli mnie tytułować towarzyszem. Wtedy powiedziałem, że żeby nie było niedomówień, jestem w ZSL. Sekretarz rolny oburzył się na mnie: "Panie, coś pan zrobił? Partyjny jest dobry, bo już jest w partii, bezpartyjny jest dobry, bo może być w partii, a ZSL? Cholera wie, co to jest!". Wpadłem wtedy na pewien pomysł i odpowiedziałem tak: "Panowie, jestem młodym człowiekiem, moim marzeniem jest zostać ministrem leśnictwa. A lasy są pod kluczem ZSL". Zdurnieli, ale mówią: "To życzymy sukcesów". I po paru latach zrobili mnie ministrem, o czym przecież w ogóle nie uważać, jakie słowa się wypowiada...Ano tak, słowo raz wypowiedziane, nie wiadomo kiedy się ziści. Dziś staram się już nie mówić takich słów, żeby przypadkiem się nie ziściły. Ale później trzeba było być konsekwentnym. Tak się złożyło, że w tych różnych układach trzeba było jakieś potyczki toczyć, to wysyłano takiego "pistoleta" i tak zostałem radnym wojewódzkim, potem przewodniczącym wojewódzkiej rady narodowej, z tego pułapu wybrano mnie na w czasach PRL a poseł dziś?To są nieporównywalne rzeczy. Wtedy poseł coś znaczył?Podam taki przykład: jak tylko zostałem posłem, miesiąc później władza wpadła na pomysł, żeby połączyć lasy z rolnictwem. I był taki krótki okres, kiedy to połączono. Ale wszyscy leśnicy dzwonili do mnie, jako swojego przedstawiciela w parlamencie: "Rób coś, nie dopuść do tego!". Wtedy cały sprzęt dzielony był centralnie. Leśnicy bali się, że w konkurencji z rolnikami przegrają, rolnicy wezmą wszystko, leśnikom zostaną ochłapy. Rolnictwo było wtedy oczkiem w głowie władz. Lasy nie były. Pamiętam, jest posiedzenie plenarne, jest napisany scenariusz, co marszałek Malinowski może powiedzieć i nikt się nie wychyla. Marszałek mówi: "Kto za - wszyscy, kto przeciw - nie widzę". Zacząłem krzyczeć, że ja jestem przeciw takiemu pomysłowi. Konsternacja - nikt nie wiedział, co zrobić z takim jednym, który jest przeciw. Poprosili mnie na trybunę, żebym powiedział, dlaczego jestem przeciw. Poprosiłem, aby ktoś wytłumaczył, dlaczego to jest dobry pomysł, by łączyć rolnictwo z leśnictwem. Wysłali wicepremiera Józefa Kozioła, który potraktował mnie jak natarczywą muchę, tłumacząc: "No, połączyliśmy ze sobą spokrewnione dwa resorty dla oszczędności kosztów w państwie", i sobie poszedł. Pytają mnie, czy mi to wystarczy. Odpowiadam: "Jeżeli mają to być spokrewnione resorty, to połączcie rolnictwo z obroną narodową, bo żeby żołnierz walczył, to musi jeść, a żywność produkuje rolnik". Oczywiście przegrałem to głosowanie. Ale wtedy też zacząłem widzieć, jak ten system może poseł w tamtych czasach mógł załatwić wyborcom więcej?Tam, gdzie były bardzo mocne napięcia, to wysyłali posła, by coś poluzował, coś popuścił, dostawał jakieś możliwości od władz: "Co prawda nie dostaniecie podwyżek, ale zbudujemy wam drogę". I czasami szukało się takich kompromisów, bo przecież w tym czasie to wszystko, cały system, już się walił i każdy rozsądny czuł, do czego to zmierza. Ale nie wiedzieliśmy, czy nie będzie u nas jak w Czechosłowacji, czy nie wejdzie obca armia i nie weźmie wszystkich za dziób. To nie był łatwy czas na podgrzewanie nastrojów, bo nikt nie wiedział, ile krwi się z kadencji Sejmu uważa Pan za najspokojniejszą?Po zmianie systemu, w tej tak zwanej X kadencji przyszli ludzie, którzy nie mieli zielonego pojęcia, po co tu się, że w moim mózgu zostały już tylko trzy komórki: od żółtego przycisku, zielonego i czerwonego1989 rok. Krótka kadencja, dwuletnia. Przyszli pełni entuzjazmu, ale zdawali sobie sprawę ze swoich braków. I tu, w hotelu poselskim, we wszystkich pokojach światło świeciło się do 2 w nocy, bo oni jeszcze nie wiedzieli, że poseł dostaje dziennie dwa kilogramy papierów, a jest w stanie przeczytać 10 deko. Oni chcieli przeczytać te dwa kilo. Czytali więc wszystko, te materiały często były sprzeczne ze sobą, ale oni mieli taki pęd, aby wszystko zrozumieć, zrozumieć, jak funkcjonuje państwo. To była krótka kadencja, ale bardzo pracowita. Wtedy trudno było znaleźć obiboków, każdy chciał coś wiedzieć o nowym państwie, jak temu państwu pomóc. Mieli piękny za to opowiada się o Sejmie lat 1993-1997, kiedy to w hotelu poselskim mieszkała setka posłów PSL, wieczorami grały ludowe kapele, a nocami panie z towarzystwa wypadały przez balkon. Wtedy wyprowadziłem się z hotelu poselskiego, bo nie wytrzymywałem tego. (śmiech) Ludzie się wyrwali z domów - tak to odbierałem. Dom poselski traktowano jako internat. Dochodziło do głupich sytuacji. Raz przyjechało dwóch posłów-rolników, którym ktoś powiedział, że poseł ma wszystko za darmo. Poseł-rolnik wsiadł więc do autobusu - przyjechał za darmo. Tramwajem przejechał za darmo. Pokój w hotelu dostał za darmo. Kiedy więc poszli do restauracji, to też liczyli, że wszystko jest za darmo i sobie nie żałowali. Kelner przyniósł rachunek, pokazali legitymacje: "Zjeżdżaj chłopie, my tu posłowie". Zrobiła się awantura. Siedziałem przy sąsiednim stoliku, musiałem ich wykupić. (śmiech)Piłsudski mawiał: "W głowie im fotele, serdele, burdele". Pasuje i do dzisiejszego Sejmu?Dziś to już jest jednak inna w Sejmie jest nudno?Jak ktoś ma pracę, to nie ma czasu na nudę. Ale czasem bywa tak, że poseł jest w dwóch komisjach, a bywały i takie okresy, że w trzech, a te trzy komisje mają obrady w tym samym czasie, no, to ma czyste usprawiedliwienie. Idzie do jednej komisji, podpisuje, że jest na drugiej, idzie do drugiej, mówi, że jest na trzeciej , albo pierwszej i wtedy ma wolne. (śmiech) I niczym się nie zajmuje, bo po co się szarpać. Wtedy być może trochę się nudzi. Ale normalnie to tu jest harówa i doba jest za jeśli już poseł się nudzi, to co robi?Jedni grają w brydża, drudzy piją gorzałę? Nie wiem. Wyprowadziłem się, nie wytrzymałem. Raz jeden poseł, na szczęście nie z mojego klubu, pijany kompletnie, padł w przedpokoju hotelu poselskiego. Podnoszę go, a on mi wciska kluczyki od samochodu i mówi: "Stary, pomóż mi otworzyć te drzwi, bo nie mogę". I usnął. Budzę go i mówię: "To nie ten kluczyk", a on na to: "Co nie ten kluczyk? Przed chwilą jechałem". (śmiech)Czy zmienił się w Panu, przez te lata sposób patrzenia na politykę? Czym ona była, gdy Pan zaczynał, czym jest dzisiaj?Polityka to pochodna różnego rodzaju interesów i młody poseł nie ma tak wyartykułowanych interesów jak poseł doświadczony. Często ci młodzi dostają wręcz ataków histerii, bo wydaje im się, że coś mogą, natomiast jest się tylko trybikiem w machinie i ta machina albo będzie funkcjonowała jako całość, albo się rozsypie. Wobec tego dziś mniej emocjonalnie podchodzę do tego wszystkiego, do czego podchodziłem w młodości, kiedy wydawało się, że człowiek złapał byka za rogi i wiele może zrobić. A potem okazywało się, że można było się poobijać o różne problemy, których nie dało się załatwić. Zresztą my żyjemy w takim kraju, w którym każdy sukces za komuny kładł nas na łopatki, a każda klęska stawiała na nogi. Chyba w genach to mamy, że wystrzegamy się sukcesu, nawet jeśli ktoś go osiągnie, to się nie przyzna za pioruna. Będzie kombinował. Kiedy spotykam się z kolegami, mówię: "O, jak wspaniale wyglądasz, co u ciebie?". I słyszę: "Ech stary, ale żebyś ty wiedział, co we mnie siedzi, jakie choroby...", i zaczyna te choroby wymieniać. No, taki mamy charakter, narzekamy na wszystko. Ale mam wielu przyjaciół wśród polityków w Europie i oni są pełni podziwu dla osiągnięć Polaków, a najmniej tego zadowolenia jest wśród nas. A przecież kiedy wracało się samolotem za komuny z Niemiec, to człowiek, widząc szare dachy, słomiane dachy, ponure wszystko, od razu wiedział, że jesteśmy w Polsce. Dziś jesteśmy normalnym, europejskim krajem, choć jeszcze wciąż na dorobku, jeszcze w wielu dziedzinach biedniejszym. Kiedy wchodziliśmy do Unii, zdawałem sobie sprawę, że poziom życia po obu stronach granicy czy strefy jest tak wielki, że jak wyjedzie z Polski 5-6 milionów Polaków, bo granice będą otwarte, to będzie dramat dla funduszy emerytalnych, zdrowotnych. Okazało się, że ta skala wyjazdów nie była taka, jak to można było wtedy przewidywać. Z tym że wtedy PKB Polski do Włoch był jak 1:8. Dziś mimo kryzysu jest 1:4. Jeszcze nasze rodziny są cztery razy biedniejsze jak włoskie, ale w ciągu krótkiego czasu zrobiliśmy naprawdę postęp. Ale jak w to uwierzyć? Stefan Żeromski pisał, że Polakom potrzebne są wielkie idee, by robili wielkie rzeczy. Kolejne rządy nie potrafią tych idei znaleźć, żeby para narodu szła w koła, a nie w gwizdek. A często idzie w się, że młodzi posłowie korzystają z rad takich starych wyg jak Pan?Tak naprawdę w Sejmie jest 50 posłów, którzy uczciwie pracują w różnych komisjach. Bo to nie tylko chodzi o siedzenie na sali obrad. Młodzi posłowie, którzy dostają się z siódmego czy ósmego miejsca na liście, obserwują notowania swojej partii. Jeśli notowania się nie zmieniają, to on zdaje sobie sprawę, że w następnej kadencji nadal będzie posłem. Jeżeli zaś sondaże spadają, to taki poseł czuje się nerwowo. I wtedy musi jakoś zaistnieć. Trudno zaistnieć uczciwą pracą, bo ona jest nudna i nikt jej nie widzi, nie docenia. No, to mamy takie fajerwerki: poseł gdzieś skoczy, coś walnie, pójdzie do dziennikarzy, pokrzyczy z trybuny sejmowej. Tak to wygląda. Często im doradzam, jak mają rozplanować to polityczne życie, ustalić: w tym kwartale zrobisz to, w następnym tamto, w jednym roku to, w następnym drugie. I trzeba być konsekwentnym. Bo jeśli będziesz tylko żył od fajerwerku do fajerwerku, to wyjdziesz na oszołoma w opinii publicznej i nikt cię nie będzie Pana?Różnie. (śmiech) Z trybuny słychać, jaki jad leją, jak ostre, czasem chamskie są wypowiedzi, a za chwilę jedna i druga strona idzie razem na wódkę. I nie ma żadnego problemu, bo Sejm to taki teatr, który odgrywają. Czy ten teatr to jest rzeczywistość parlamentu, czy gra tylko? Uważam, że w dużej części to jest gra, bo posłowie z różnych partii, klubów - jesteśmy ze sobą zaprzyjaźnieni. Ale taki jest rynek, takie jest zapotrzebowanie, stąd do telewizji idą dwa przeciwstawne charaktery, skaczą sobie do oczu, bo ludzie oglądają tych, co się kłócą, a nie tych, co się nie politycy, którym udaje się dostać do parlamentu, potem z niego wypadają, jedni wracają, po innych słuch zaginął. Pan trwał nieustannie i ciągle od 1985 roku. Dzięki metodzie: niewiele obiecywać, nie mieć wysokiego wyniku wyborczego, nie podgrzewać nastrojów. Niespecjalnie się wychylać?Jeśli lider z listy za bardzo wysforuje przed innych, to tym innym opadają ręce i przestają pracować. W sytuacji PSL, żeby lista zdobyła mandat, to wszyscy musieli zdobyć przynajmniej tysiąc głosów. Trzeba to było osiągnąć różnymi kruczkami. Nie mogłem więc wychodzić przed szereg, bo mogło być tak, że zdobyłbym nie osiem tysięcy, dwanaście czy piętnaście tysięcy głosów, ale żeby wygrać tę listę, trzeba mieć dwadzieścia tysięcy głosów. Zatem, gdyby ta reszta opuściła ręce, to mimo dobrego wyniku nic by z tego nie było. Wielu polityków dało się na to nabrać. Starałem się więc, aby to były działania współmierne dla wszystkich. Druga rzecz to taka, że szanowałem swoich wyborców. Nigdy nie chciałem obiecywać gruszek na wierzbie, rzeczy, których nie mogłem spełnić, bo Polska to państwo na dorobku. Mieliśmy sporo sukcesów, mieliśmy też sporo wpadek i trzeba mówić ludziom realnie, co można, czego nie można. Nigdy człowiek zbyt pragmatyczny nie zdobywa wielkiego poklasku. A wielu działa w sposób emocjonalny - przed wyborami chcą sobie pożyć marzeniami, te marzenia dają kandydaci, każdy z nich obiecuje to i tamto. Z tym że kiedy później dochodziło do rozliczenia, to ci wszyscy, którzy nawet w krótkim okresie czasu zdobyli dobry wynik, pryskali potem jak bańki mydlane w zetknięciu z brutalną rzeczywistością. A ja miałem na tyle doświadczenia, że wiedziałem, co realnie mogę, a czego nie. Zwykle obiecywałem mniej, niż mogłem spełnić. Kiedy więc dochodziło do rozliczeń, co jest naturalne przed każdymi wyborami, to nigdy nie miałem sytuacji, abym usłyszał: "Panie, to pan obiecał i tego nie spełnił". Nie warto więc walczyć o zawrotny wynik, bo mogłoby to oznaczać, że przegrałaby cała lista. Jest w tym wszystkim polityczna sondaże spadają, to poseł czuje się nerwowo. I wtedy musi zaistnieć. Gdzieś skoczy, coś walnie, pokrzyczy Do europarlamentu nie udało się Panu dostać. Nie żałuje Pan?Często jest tak, że żeby ktoś wszedł, ktoś inny musi startować. A ordynacja jest tak sknocona, że pewne rzeczy wiadomo z góry. Jeżeli na Mazowszu mieszka pięć milionów ludzi, a na Warmii i Mazurach milion siedemset z Podlasiem włącznie, no to żeby zdobyć mandat do europarlamentu, liczy się nie procent zdobytych głosów, ale bezwzględna liczba głosów. Z okręgu pięciomilionowego dużo łatwiej zdobyć mandat niż z okręgu, który ma milion siedemset mieszkańców. A jeszcze na Warmii i Mazurach zwykle frekwencja jest najniższa w kraju, tak że startując, z góry wiedziałem, że szanse są niewielkie. Tak jest ordynacja sknocona. Duże partie mają szansę wprowadzić swojego parlamentarzystę, małe - nie mają żadnej że nie chce Pan już kandydować do nowego Sejmu, oznacza, że nie wierzy pan, że PSL w ogóle tam się znajdzie?Nie, to nie to. Właśnie przez to, że wierzę, że inni się wezmą do roboty. Od wielu lat byłem liderem list, jestem w okręgu ośmiomandatowym, gdzie PSL ma, jak się dobrze postara, jeden mandat. I teraz ci wszyscy koledzy, którzy startowali razem ze mną, zdają sobie sprawę, że jeśli ja będę liderem listy, to ja ten mandat zdobędę. W związku z tym chcę im dać szansę. Kiedy się puszcza szczupaka do rzeki, to po to żeby te wszystkie ryby nie zgnuśniały, więc chodzi o to, aby i oni nie zgnuśnieli, tylko wzięli się za robotę, a nie patrzyli na lidera, na to, co lider zrobi, bo tylko lider wygrywa. A to jest niezdrowe. Można spróbować wprowadzić dwóch posłów do Sejmu, ale w ośmiomandatowym okręgu trzeba by mieć ok. 25 proc. poparcia, a takiego poparcia nie Pan sobie swoje życie poza poza Wiejską?Z wykształcenia, ale też z zamiłowania, jestem leśnikiem. Mój ojciec był leśnikiem, dziadek był ciągnie Pana do lasu?Chyba dlatego tak długo jestem w polityce, bo znam prawa dżungli. Bo to jest dżungla. (śmiech) Natomiast bardzo dobrze się czuję w otoczeniu przyrody, lasu. Mam mieszkanie w lesie na Warmii i się Pan na urodziłem się w lesie, więc z lasem jestem związany genetycznie, od zawsze. To też jest jedna z cech leśników, że zostaje ciągle sam. Pewne decyzje musi podejmować sam. Zatem samotności się nie boję, bo całe życie byłem sam. ***Stanisław Żelichowski, ur. 9 kwietnia 1944 r. w Księżostanach, z wykształcenia inżynier leśnik, poseł na Sejm PRL i RP (IX, I, II, III, IV, V, VI i VII kadencji). Był ministrem środowiska w kilku rządach, wiceprzewodniczącym Rady Naczelnej Polskiego Stronnictwa Ludowego. W 2014 r. tygodnik "Polityka" na podstawie rankingu przeprowadzonego wśród polskich dziennikarzy parlamentarnych wymienił go wśród 10 najlepszych posłów tego roku
Rolnicy - tak się żyje u nas na wsi Milionerzy odc. 626 Teleturniej Teleturniej, w którym należy prawidłowo odpowiedzieć na dwanaście pytań, by wygrać główną nagrodę. Gdyby Stanisław Lem kilkadziesiąt lat temu opisał w swojej książce oborę w Ciemnoszyjach, z pewnością traktowalibyśmy ją wyłącznie w kategorii science fiction. Ładny, duży dom, zadbane podwórko, nowoczesna obora na 200 krów - tak wygląda gospodarstwo Reginy i Jana Zawadzkich ze wsi Ciemnoszyje w gminie Grajewo. Gospodarstwo rolników, którzy chcą normalnie funkcjonować, mieć trochę czasu dla siebie, a nie żyć rytmem wyznaczanym przez codzienne pory udoju. Tym bardziej, że - jak tłumaczą - przeszli wszystkie jego etapy. Gospodarstwo prowadzą bowiem od 1987 roku. - Znamy i dój ręczny, i dojarkami konwiowymi, i w hali udojowej - opowiada pani Regina. - I za każdym razem kiedy inwestowaliśmy, wprowadzaliśmy zmiany, widać było, że można odciążyć organizm, że jest łatwiej. Wspomina czas kiedy w 1997 roku wybudowali oborę wolnostanowiskową z halą udojową. Nie musieli się już schylać i robić przysiadów, by podłączyć krowy do udoju, bo mogli to robić na stojąco, myśleli wówczas, że nic lepszego nie da się już wymyślić. Jednak chociaż dojenie w hali udojowej nie było ciężką pracą, to z pewnością należało do uciążliwych, codziennych obowiązków. Kilkanaście lat później okazało się, że mogą wcale nie doić krów, bo wyręczą ich w tym by tego lepiej nie wymyśliłW lipcu 2004 roku Zawadzcy oddali do użytku nową oborę, w której za udój odpowiedzialne są dwa roboty. Wygląda to niesamowicie. Krowa sama podchodzi do robota, który ma ją wydoić. Jest przez niego identyfikowana i wpuszczana na stanowisko. W kolejce ustawia się już następna. Urządzenie najpierw myje wymię, a następnie wiązki laserowe osadzają kubki dojarki na strzykach. Rolnik otrzymuje szczegółowe informacje. Wie ile razy w ciągu dnia każda z krów była dojona. Komputer zapisuje również ilość i skład mleka uzyskiwanego od konkretnych krów. Udój nie jest jedyną czynnością, którą w oborze w Ciemnoszyjach wykonują roboty. Rolnicy zainwestowali także w robota do czyszczenia rusztu. Obora Zawadzkich jest pełna nowości, można powiedzieć naszpikowana bajerami. Temperatura w budynku jest regulowana automatycznie. W budynku nie ma tradycyjnych ścian - w ich miejsce zamontowano automatycznie sterowane rolety i żaluzje reagujące w zależności od warunków pogodowych. Obiekt jest do tego stopnia zmechanizowany i zautomatyzowany, że można sterować nim z dowolnego miejsca. Wszystko może obsłużyć tylko jedna osoba, a praca polega na zadaniu paszy objętościowej wozem paszowym i kontrolowaniu na monitorze komputera procesu udoju i karmienia nie ukrywają, że nowa obora z robotami udojowymi odmieniła ich życie. - Nie muszę zrywać się codziennie o piątej rano, by iść do udoju - mówi gospodarz. - Jest to szczególnie ważne wiosną, kiedy trzeba ruszać w pole. A w tym roku wszystkie prace są mocno opóźnione, trzeba więc się spieszyć, bo obrobić 200 hektarów nie jest łatwo, nawet jeśli się ma dwóch , kiedy nie musi rano doić krów, pan Jan może wcześniej wyjechać w pole. Oczywiście trzeba pójść do obory, by obejrzeć zwierzęta, ale nie zajmuje to aż tyle czasu. Podobnie jest w porze dojenia popołudniowego, czyli o godz. 17. Rolnik nie musi przerywać pracy i zjeżdżać z pola na udój. - To, o której przyjadę do domu nie jest już takie istotne - zauważa. - Mogę pójść do obory później, mogę też obejrzeć swoje stado bez wychodzenia z domu, bo mamy monitoring i widzimy wszystko co się dzieje w oborze. Widzimy jak pracują roboty, jak podłączają krowy do dojenia. Rolnicy twierdzą, że krowy szybko odnalazły się w nowej rzeczywistości. Nie było problemu z przyzwyczajeniem ich do robotów. Teraz jałówki (przed porodem) są wpuszczane do stada mlecznego. Dzięki temu poznają teren, uczą się poruszać po oborze, przyzwyczajają się do bramek. - Zasady są podobne jak w ruchu drogowym - żartuje rolnik. - Krowy w oborze, tak samo jak kierowcy, muszą dostosować się do obowiązujących przepisów. Muszą przekonać się, że jedną bramką mogą wejść, a drugą wyjść. A zwierzęta uczą się bardzo szybko. Nowa obora nie jest jeszcze wypełniona po brzegi - docelowo ma w niej być ok. 200 krów dojnych, a na razie jest 140. Gospodarze systematycznie dokupują jałówki - w maju przyjedzie kolejnych 20, a jesienią ma już być pełna obsada. W klubie pozytywnie zakręconychDla gospodarzy ze wsi Ciemnoszyje liczy się nie tylko praca i wszystko co z nią jest związane. Zwracają uwagę na estetykę obejścia, na to, by mieć miejsce do odpoczynku. Ich podwórko jest utwardzone polbrukiem, pod samym domem znajduje się zadbany trawnik i Kiedy człowiek rano budzi się i wychodzi na zewnątrz, a tam jest ładnie, czysto i estetycznie, wówczas zapomina o ciężkiej pracy - mówi Jan Zawadzki. - Widzi, że coś zrobił, że wszystko się układa. Dzisiaj jest inaczej niż kiedyś. Nowoczesne maszyny pozwalają na to, by zaoszczędzić trochę czasu i zająć się także wizualną stroną gospodarstwa. - To jest dla nas bardzo ważne, bo lubimy ład i porządek - mówi pan Jan. Rolnicy z Ciemnoszyj potrafią pracować, ale potrafią też odpoczywać. Spotykają się z innymi gospodarzami. Mają wielu znajomych i przyjaciół, którzy także mają gospodarstwa na bardzo wysokim poziomie. Utrzymują też kontakty z przedstawicielami firm, z którymi współpracują, np. zajmujących się dystrybucja nawozów, pasz itp. Zawadzki nie ma wątpliwości, że te wspólne spotkania dają im także wiele korzyści zawodowych. Podczas luźnych spotkań rolnicy opowiadają co kto zrobił w swoim gospodarstwie. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że dzięki takim spotkaniom rośnie popularność robotów udojowych wśród podlaskich producentów mleka. - Wszyscy widzą, że my nie patrzymy już nerwowo na zegarek - tłumaczy Jan Zawadzki. - Przyjeżdżamy o różnych godzinach podczas gdy pozostali muszą się wstrzelić w ściśle określoną porę między udojami. Przedtem i my musieliśmy wyjeżdżać wcześniej, by dopełnić swego obowiązku i o godz. 17 rozpocząć udój. Teraz w naszym gronie już trzy gospodarstwa są na etapie rozruchu robotów. Następne patrzą, obserwują. Bo, jak tłumaczy, wśród rolników jest konkurencja, ale jest ona jak najbardziej zdrowa. Kiedy jedni widzą, że inwestycje poczynione przez innych coś dają, przeprowadzają je w swoim gospodarstwie. Mentalność rolników się rolnicy nie mieli samochodów, trudno było się szybko przemieścić, dlatego spotykali się z innymi rolnikami ze wsi. - Teraz możemy sobie pozwolić, by pojechać dalej, nie tylko do znajomych z woj. podlaskiego - opowiada Jan Zawadzki. - Bo w gronie naszych znajomych są rolnicy z całej Polski. Poznaliśmy ich na różnych ogólnokrajowych konkursach. Nie wszyscy są, tak jak my, producentami mleka. Nasi znajomi prowadzą gospodarstwa nastawione na różne kierunki produkcji. Wspólna jest jedna rzecz, wszystkie gospodarstwa są na wysokim poziomie. Swoje grono nazwali klubem pozytywnie zakręconych. Spotkania klubu odbywają się dosyć często - dwa, trzy razy w roku. Pani Regina szykuje się właśnie do wyjazdu do zaprzyjaźnionych gospodarzy z woj. wielkopolskiego. Będą obecni przedstawiciele całej grupy. Takie spotkania zawsze napędzają do działania. Bo w innych klubowych gospodarstwach jest na co popatrzeć. - Po przyjeździe próbujemy coś robić u siebie - mówi Jan Zawadzki. - Czasem kiedy jest ciężko, kiedy człowiek ma chwile zwątpienia i chce powiedzieć dość, to po takim spotkaniu czuje przypływ energii, zapał, by jeszcze coś zrobić, coś poprawić w gospodarstwie. Chcieli gonić ZachódDziewięć lat temu, kiedy Polska wchodziła do Unii Europejskiej gospodarstwo Reginy i Jana Zawadzkich z Ciemnoszyj było już na wysokim poziomie. Gospodarze mieli niemało hektarów, bo największe przemiany w gospodarstwie zaszły jeszcze na długo przed akcesją z UE. W 1997 roku powstała pierwsza wolnostanowiskowa obora. - Myśmy nie czekali, kiedy wejdziemy do Unii, ale się na to przygotowywaliśmy - mówi pan Jan. Polepszenie bytu i warunków pracy w gospodarstwie zaczęło się w latach 90. Oczywiście wówczas podejmowanie decyzji odnośnie inwestowania także nie przychodziło łatwo. Przed integracją Zawadzcy nie mieli wątpliwości czy warto być w UE, nie musieli się zastanawiać jaką decyzję podjąć podczas referendum. Inwestując przez tyle lat w gospodarstwo, mieli na uwadze właśnie to, że idziemy do krajów, które są rozwinięte i na pewno będziemy napotykać jakieś bariery. - Na pewno wszystkie gospodarstwa, które rozwijały się, były za tym żeby wejść do unii - mówi rolnik. - Natomiast te mniejsze, które nie postawiły na rozwój, były przeciwne. Uważa on, że właściciele znacznej części tych gospodarstw, które nie chciały iść do Unii, nie byli wcześniej w gospodarstwach Europy Zachodniej. Nie widzieli jak one funkcjonują. - Myśmy tam jeździli - opowiada. - I widzieliśmy, że jesteśmy jeszcze daleko, daleko z że przed akcesją z UE wśród polskich rolników było wiele obaw, ale i nadziei. Polscy gospodarze bali się najbardziej tego, że Unia nas zaopatrzy we wszystko - w żywność, w mleko, że będziemy dla niej tyko rynkiem zbytu. Byliśmy przecież krajem najbardziej wysuniętym na Wschód. Więksi rolnicy liczyli na to, że będą inaczej traktowani, że będzie więcej pieniędzy na rolnictwo - także w polskim budżecie. Małe gospodarstwa obawiały się natomiast unijnych norm i wymogów. Wiadomo było, że polskie rolnictwo będzie musiało włączyć piąty bieg, by w krótkim czasie dorównać do unijnego poziomu. Zadanie niełatwe - ale znając polskich rolników, którzy byli przyzwyczajeni do tego, by pracować znacznie więcej niż unijni farmerzy - jak najbardziej możliwe do wykonania. - Gospodarstwa polskie i unijne różniły się nie tylko posiadanym sprzętem, były też inne dofinansowania - wspomina Jan Zawadzki. - U nas były wprawdzie tzw. preferencyjne kredyty dla rolników, to ciągle było jeszcze za mało. Byliśmy jednak bardzo zmotywowani, żeby dorównać do rolników europejskich. Już teraz widać, że polska wieś się mocno zmieniła. Nie tylko pod względem usprzętowienia, wyposażenia obór, ale i wyglądu, estetyki. Znalazły się na to pieniądze. Oczywiście najpierw rolnicy inwestowali w gospodarstwa, w obory, w ziemię. Ale dużo pieniędzy z unijnych programów zostało przeznaczonych na utwardzanie placów manewrowych, na poprawę estetyki. Dzięki temu polska wieś na brała unijne stanowiły zachętę do inwestowania. Były czymś zupełnie innym niż niskooprocentowane kredyty. Gospodarz wahał się czy wziąć kredyt, czy nie. W przypadku unijnych dotacji było inaczej. Wprawdzie w pierwszych latach rolnicy bali się korzystać z unijnych programów, nawet Agencja Restrukturyzacji Modernizacji Rolnictwa musiała namawiać rolników, by składali wnioski. W tej chwili unijnych pieniędzy brakuje, cały limit został wykorzystany. - Bo fakt, że inwestujemy 100 tysięcy zł, a 50 tysięcy zł zostaje nam zwrócone, musi robić wrażenie - zauważa Jan Zawadzki. Dlatego najpierw gospodarze źle to odczytywali. Nie wierzyli, że można coś dostać za darmo. Na pewno minusem jest to, że unijne pieniądze można wykorzystać na zakup maszyn, budowę obór, ale nie można za nie kupić ziemi czy jałówek do tych nowych obór, które zaczęły powstawać jak grzyby po deszczu. - To przecież stanowi podstawę, bo co z tego, że rolnik kupi duży ciągnik, jeżeli nie będzie miał ziemi - tłumaczy rolnik z Ciemnoszyj. - Obora także musi pracować na siebie, musi być zapełniona. Zawadzcy nie są typowym przykładem gospodarstwa, które rozwinęło się dzięki integracji z Unią Europejską, dzięki unijnym funduszom. Oni zaczęli inwestować na długo przed wejściem do Unii. Z jednej strony skorzystali, bo nie musieli obawiać się integracji. Z drugiej strony stracili, bo zostali odcięci od unijnych pieniędzy. - Mieliśmy za dużą produkcję mleka - tłumaczy gospodarz. Skorzystali tylko z funduszy na poprawę infrastruktury oraz na agroturystykę. W następnym rozdaniu było już lepiej. Gospodarstwa takiej wielkości jak ich zostały już dopuszczone do tzw. funduszy inwestycyjnych. - Myślę, że polski rolnik tym się różni od unijnego, że jest przyzwyczajony do ciężkiej pracy, do dłuższych godzin pracy - tłumaczy Jan Zawadzki. - Jest też bardziej 70. i 80. wiele polskich gospodarzy nauczyły. Musieli oni myśleć jak obejść przydziały i kupić potrzebną maszynę. I ta zaradność została. Każdy zabiega o to, by wykorzystać jak najwięcej unijnych pieniędzy. Zachodni rolnicy myślą inaczej, za nich ktoś myśli - przyjeżdża doradca, mówi jak ma być. U nas doradztwo jest, ale rolnicy nie są jeszcze do niego przyzwyczajeni. Wolą o takich sprawach decydować sami. Największe gospodarstwa na PodlasiuZ danych Urzędu Statystycznego w Białymstoku wynika, że w woj. podlaskim w 2010 r. (bo wówczas był robiony ostatni spis rolny) mamy 106 gospodarstw o powierzchni większej niż 200 hektarów. Więcej, bo 187 gospodarstw mieści się w przedziale 100 - 200 ha. Natomiast wszystkich gospodarstw w woj. podlaskim było wówczas 104 tys. Widać, że ich liczba systematycznie się zmniejsza (w 2002 r., kiedy był robiony poprzedni spis rolny było ich 120 tys.). Zwiększa się natomiast powierzchnia tych gospodarstw, które pozostają. W ostatnich latach przybyło również maszyn i ciągników rolniczych. Z danych z ostatniego spisu rolnego wynika, że podlascy rolnicy posiadali wówczas 102,3 tys. ciągników (o 17,3 proc. więcej niż w 2002 r.).Czytaj e-wydanie » Już od 21 października zobaczycie drugą serię „Naszych w Mundurach” – programu, w którym bohaterowie znani z TTV przechodzą szkolenie wojskowe. Tym razem połowę uczestników programu będą stanowiły kobiety, które czują się na siłach sprostać wyzwaniom prosto z poligonu i stanąć twarzą w twarz ze współtwórcą jednostki specjalnej GROM, podpułkownikiem Krzysztofem Gienek Onopiuk ze wsi Plutycze (pow. bielski) jest obecnie jednym z najpopularniejszych rolników w Polsce! Mężczyźnie sławę zapewnił występ w programie "Rolnicy. Podlasie". W produkcji występuje z synem Andrzejem. Kim jest? Jak wyglądała jego przeszłość? Eugeniusz Onopiuk ma 65 lat. Gospodarstwo odziedziczył po dziadku. Tuż po skończeniu podstawówki mężczyzna zaczął mu pomagać -uprawiał ziemię i opiekował się zwierzętami. W 1972 roku wyszedł z wojska. Służył aż pod Ukrainą. Wrócił na rolę, "na chatę gotową" i tak już pozostał. Praca w gospodarstwie stała się całym jego życiem. W codziennych obowiązkach bardzo pomaga mu najstarszy syn Andrzej. Oprócz niego bohater programu "Rolnicy. Podlasie" ma jeszcze dwoje dzieci - syna Jarka i córkę. W jednym z wywiadów przyznał, że lata temu jego druga jego córka zmarła. Mężczyzna samotnie wychowywał pociechy, gdyż jego żona odeszła 20 lat temu do "przyjaciela". Gienek doczekał się wnuków. Gospodarstwo Gienka z "Rolnicy. Podlasie" Genek hoduje 40 sztuk bydła, 5 koni, a także kurki, kaczki, gęsi, indyki. Jego dumą są niebieskie krowy, których ma aż 10. - Sprowadziłem je z Litwy – dwa małe cielaczki – byczka i jałoszkę. I rozchodowałem. Były strasznie drogie. Rosną bardzo duże. Są dobre jeżeli chodzi o mięso i o mleko. Są bardzo dobre! I duże, co widać. Nikt nie ma takich krów w Polce. Do mnie przyjeżdżają i z Zielonej Góry i z Jeleniej Góry i pytają skąd ja je mam - opowiadał Genek w rozmowie z "Gazetą Współczesną". Mężczyzna ma 50 hektarów ziemi. Słynny rolnik co miesiąc dostaje 1000 złotych emerytury. Obecnie na antenie Fokus TV emitowany jest drugi sezon "Rolników". Czytaj Super Express bez wychodzenia z domu. Kup bezpiecznie Super Express KLIKNIJ tutaj Film dokumentalny Niezwykła historia amatorskiego filmu, na którym uchwycono zamach na prezydenta Johna F. Kennedy'ego; Abraham Zapruder przypadkiem zarejestrował moment, w którym świat zmienił się na zawsze. serial dokumentalny Polska 2019 od 12 lat W skrócie:Bogdan i jego żona kontynuują żniwa. Aleksander Olejniczak pracuje przy kiszeniu ogórków. Józef i jego syn Michał rozpoczynają proces golenia owiec. Przygotowują wełnę do sprzedaży. Oglądaj w telewizji Data Godzina Stacja nie znaleziono żadnej emisji Opis Zawód rolnika jest jednym z najbardziej tradycyjnych i najtrudniejszych w Polsce. Trzeba pracować przez 7 dni w tygodniu przez cały rok, wstawać o 4 rano i kłaść się spać o 23. Rolnik musi oporządzić gospodarstwo domowe, zwierzęta, a także pole. Nie ma wolnych weekendów, a nawet dni. W serii "Rolnicy" przedstawione są trudy pracy na gospodarstwie. Każdego z bohaterów cechuje wytrwałość, pracowitość, hart ducha, cierpliwość i miłość do przyrody. W tym odcinku Bogdan i jego żona kontynuują żniwa. Zebrane zboże szybko znajduje kupca i trafia do nowoczesnego silosu. Aleksander Olejniczak po fachowym okiem wybranki pracuje przy kiszeniu ogórków. Józef i jego syn Michał rozpoczynają proces golenia owiec. Przygotowują zebraną wełnę do sprzedaży. Martwią się tym, że handel wełną jest z roku na rok mniej opłacalny. Pani Ludmiła zajmuje się swoimi zwierzętami: kurami, kotami, krowami i wiernym psem. Zobacz także Rolnicy - Tak się żyje u nas na wsi (37) - serial dokumentalny - środa, 3 sierpnia 6:00 i 1 późniejsza emisja Rolnicy - Tak się żyje u nas na wsi (38) - serial dokumentalny - środa, 3 sierpnia 6:30 i 1 późniejsza emisja Rolnicy - Tak się żyje u nas na wsi (39) - serial dokumentalny - środa, 3 sierpnia 7:00 i 1 późniejsza emisja Rolnicy - Tak się żyje u nas na wsi (40) - serial dokumentalny - czwartek, 4 sierpnia 6:00 i 1 późniejsza emisja Rolnicy - Tak się żyje u nas na wsi (41) - serial dokumentalny - czwartek, 4 sierpnia 6:30 Rolnicy - Tak się żyje u nas na wsi (42) - serial dokumentalny - czwartek, 4 sierpnia 7:00 Rolnicy - Tak się żyje u nas na wsi (82) - serial dokumentalny - czwartek, 4 sierpnia 22:30 i 1 późniejsza emisja Rolnicy - Tak się żyje u nas na wsi (73) - serial dokumentalny - czwartek, 4 sierpnia 23:00 Rolnicy - Tak się żyje u nas na wsi (43) - serial dokumentalny - piątek, 5 sierpnia 6:00 Rolnicy - Tak się żyje u nas na wsi (44) - serial dokumentalny - piątek, 5 sierpnia 6:30 A w Rolnicy - Tak się żyje u nas na wsi praktyczne wykorzystanie najsłodszego z ciężarów. W Polsat Play - official w czwartki o 22:30 Azyl, twierdza, oaza spokoju, własne miejsce na ziemi - taki powinien być dom. Bezpieczny, przytulny, nasz. Dla znanych osób, które na co dzień wiodą intensywne życie w blasku fleszy, posiadanie własnego domu, z dala od miejskiego gwaru, to jedno z podstawowych marzeń. Zobaczcie, jak za miastem mieszkają gwiazdy!Starsze pokolenie gwiazd, swoje marzenia o domu za miastem realizowało w czasach PRL-u. Emilia Krakowska w latach 70-tych kupiła dom w Kopkach nad Świdrem. Daniel Olbrychski i Jan Nowicki postanowili wybudować swoje domy w rodzinnych stronach. Nowicki w Krzewęcie na Kujawach, nieopodal rodzinnego Kowala. Olbrychski na Podlasiu, w ukochanym Drohiczynie. Pierwszy uwielbia oddawać się w swoim domu pisaniu, drugi jeździe konnej po okolicy. Od lat oazą spokoju Krystyny Jandy jest dom w Milanówku. Twierdzą Maryli Rodowicz zaś legendarna już willa w Konstancinie-Jeziornej, ze studiem muzycznym i złotymi kranami. Z dala od świateł rampy swój azyl znalazł dyrektor Teatru Buffo Janusz Józefowicz, jego żona Natasza Urbańska i córka Kalina. Para uwielbia się zaszywać w swoim 200-letnim dworze Emilinie w Jajkowicach w województwie łódzkim. "Cieszę się, że mamy swoje miejsce na ziemi, z dala od zgiełku metropolii. Tam jestem zupełnie innym człowiekiem, spolegliwym, chętnie zajmuję się gospodarskimi sprawami, zbieram zioła, robię nalewki, a w wolnych chwilach wymyślam kolejne projekty" - przyznaje Józefowicz. Natomiast w województwie kujawsko-pomorskim swoje miejsce mocy znaleźli Piotr Pręgowski i Ewa Kuryło. Od wielu już lat aktorska para najlepiej regeneruje się w swoim domku na odludziu, do którego zaglądają leśne zwierzęta. Swoje marzenie o domu Michał Żebrowski zrealizował w górach. Jego posiadłość, nieopodal Bukowiny Tatrzańskiej, utrzymana jest w stylu góralskim. Aktor mieszka tam z żoną Aleksandrą i trójką synów i prowadzi małe gospodarstwo ekologiczne. Katarzyna Dowbor, gospodyni programu "Nasz nowy dom", długo szukała swojego miejsca na ziemi. Siedem razy zmieniała domy, zanim znalazła ten właściwy. Dziś mieszka w 160-metrowej willi w Konstancinie, która przypomina staropolski dworek. W otoczeniu swoich zwierząt, psów, kotów i koni. Do swojego domu na wsi pod Warszawą często wybywa Monika Mrozowska. Świeże powietrze, przestrzeń i swoboda to idealne warunki do wychowywania czwórki dzieci. Ostatnie pandemiczne lata pokazały, że własny kawałek ziemi poza miastem to prawdziwy skarb. Anna Dereszowska i jej partner Daniel Duniak postanowili wybudować swój dom na Mazurach, w miejscowość Ławki, między Mikołajkami a Rynem. Dziś wiodą tam szczęśliwe życie, wychowując trójkę dzieci - Lenkę, Maksymiliana i malutkiego Aleksandra. Za miasto zawsze uciekali też pisarze. Wiadomo, proces twórczy wymaga ciszy, spokoju i koncentracji. Noblistka Olga Tokarczuk wiele swoich książek napisała w domu na wsi w Kotlinie AKPA Gwiazdy, które mają domy za miastem. Zobaczcie, jak mieszkają! Polecane ofertyMateriały promocyjne partnera Rolnicy - Tak się żyje u nas na wsi (55) - opis, recenzje, zdjęcia, zwiastuny i terminy emisji w TV. Pełnia lata na Podlasiu. Pani Jadwiga nie próżnuje. Zabiera się za przegląd garderoby syna. W Moszczance swoje gospodarstwo pszczelarskie prowadzi pan Jarosław. Chce pokazać ule sześcioletniej córce.Rolnik znów będzie szukał żony, a rolniczka męża. W 7. edycji uczestnikami jest czterech mężczyzn i jedna kobieta. Program Rolnik szuka żony wraca na ekrany. TVP ujawniła już uczestników, a widzowie czekają na 1. odcinek, który premierowo zostanie wyemitowany we wrześniu. Kiedy dokładnie i o któej zasiąść przed telewizorem? Podpowiadamy. Piszemy także, kim są uczestnicy 7. edycji. Premiera 7. sezonu Rolnik szuka żony została zaplanowana przez TVP na najbliższą niedzielę ( o godzinie 21:15. Na fan page'u programu i profilu prowadzącej Marty Manowskiej pojawiło się zdjęcie rolników, którzy otrzymali najwięcej listów i z kandydatów do udziału w programie, zostali jego uczestnikami. To Dawid, Magdalena, Maciej, Józef i Paweł. Więcej z nich poznasz w poniższej galerii zdjęć. Skąd są uczestnicy Rolnik szuka żony 7?Dawid ma 29 lat i mieszka i pracuje w województwie wielkopolskim. Gospodarstwo prowadzi wspólnie z rodzicami. Magdalena to 26-letnia mieszkanka województwa wielkopolskiego. Razem z rodzicami i bratem prowadzi gospodarstwo, w którym zajmują się uprawą zbóż, kukurydzy i ziemniaków. Maciej ma 31 lat i kończy doktorat z rolnictwa na Uniwersytecie Technologiczno-Przyrodniczym. Mieszka w województwie wielkopolskim, tu wspólnie z tatą prowadzą 60-hektarowe gospodarstwo. Józef jest 66-letnim wdowcem z województwa lubelskiego. Rolnictwem zajął się dopiero na emeryturze, ma sad, ale jego największą pasją jest hodowla pszczół. Paweł mieszka w województwie dolnośląskim, ma 38 lat, hoduje krowy szkockie. Rolnik szuka żony 7 - 1. odcinek 13 września 2020 o godzinie 21:15 w TVP1Co wydarzy się w kolejnych odcinkach Rolnik szuka żony 7?Sezon rozpoczynający się we wrześniu i trwający do listopada składa się z 12 odcinków. W grudniu spotykamy się z uczestnikami różnych edycji programu w czasie odcinka świątecznego. Ale zanim to, przed widzami seria wydarzeń i nowych odcinek sezonu to od początku realizacji tego formatu, czytanie listów i oglądanie zdjęć, które przysłały kobiety i mężczyźni, którzy są zainteresowani rolnikami przedstawionymi w zerowym przeczytaniu listów, rolnicy wybierają maksymalnie 10 osób, które chcą poznać osobiście. Według regulaminu programu Rolnik szuka żony, w 2. odcinku jest pokazane spotkanie rolników/rolniczek z wybranymi kandydatami czy też kandydatkami. Po krótkiej rozmowie każdy z uczestników wybiera nie więcej niż 5 osób. Odcinek 3. przedstawia kolejne spotkania, po których rolnicy wskazują 3 osoby zapraszane do gospodarstwa. Odcinek od 4. do 9. przedstawia zajęcia w gospodarstwie, poznawanie się uczestników, wspólne zajęcia i randki. Do końca pobytu rolnik/rolnicza decyduje, z kim chce kontynuować znajomość W 10. odcinku przewidziane są rewizyty i poznanie rodziny wybranej osoby. W przedostatnim, 11. odcinku para jedzie na 2-dniową wycieczkę. Ostatni, 12. odcinek serii to spotkanie po kilku miesiącach. Dowiadujemy się, które pary kontynuują znajomość. Polecane ofertyMateriały promocyjne partneraRolnicy - Tak się żyje u nas na wsi (101) - serial dokumentalny - niedziela, 26 listopada 6:30. Rolnicy - Tak się żyje u nas na wsi (144) - opis, recenzje, zdjęcia, zwiastuny i terminy emisji w TV. Zawód rolnika jest jednym z najbardziej tradycyjnych w Polsce. Trzeba pracować przez 7 dni w tygodniu przez cały rok, wstawać o 4 rano i Wiosną widzowie Polsat Play będą mogli oglądać premierowe odcinki programów i seriali dokumentalnych bijących rekordy popularności „Chłopaki do wzięcia”, „Łowca pedofilów”, „Drwale i inne opowieści Bieszczadu” czy „Rolnicy- tak się żyje u nas na wsi”. Dodatkowo stacja wyemituje serial dokumentalny skupiający się na codziennym życiu młodych Polaków „Generacja Z”. Wiosenna ramówka Polsat Play startuje 4 kwietnia. NOWOŚĆ: GENERACJA Z Serial dokumentalny pokazujący współczesną młodzież. Bohaterowie pochodzą z różnych środowisk, mają różne zainteresowania i poglądy na życie. Barwni, wrażliwi, pełni pasji, determinacji i marzeń. Są przedstawicielami generacji Z- pierwszego pokolenia, które wyrosło w pełni scyfryzowanym społeczeństwie. Jak spędzają wolny czas, jak się bawią, jak odbierają otaczający ich świat? Fascynujący świat młodych ludzi, dla których nie ma rzeczy niemożliwych, którzy mają odwagę, aby głośno mówić co czują, aby sięgać po swoje marzenia. Premiera: piątek KONTYNUACJE: Chłopaki do wzięcia Młodzi mieszkańcy miast, miasteczek i wiosek mają poważny problem – brak dziewczyn, z którymi można się spotykać i ostatecznie założyć rodziny. Obserwujemy ich codzienne zmagania oraz wzloty i upadki w ich jakże skomplikowanym życiu uczuciowym. Premiera: niedziela 21:00 (dwa odcinki) Polacy za granicą W programie poznamy losy wielu naszych rodaków, którzy postanowili szukać szczęścia w rożnych częściach globu. Poznamy ich pasje, ulubione miejsca, jedzenie oraz dowiemy się co robić i czego nie robić jeśli jesteś Polakiem za Granicą. W tym sezonie odwiedzimy Polaków na stałe mieszkających w Ekwadorze, w Hadze, na Panamie czy w Honolulu na Hawajach. Premiera: sobota 22:00 Drwale i inne opowieści Bieszczadu Twarde życie na peryferiach cywilizacji niesie ze sobą wiele niespodzianek i wyzwań. Kim są ludzie, którzy zrezygnowali z luksusów miejskiego życia? Czego szukają w dziczy i z czym zmagają się na co dzień? Premiera: niedziela 22:00 Łowca pedofilów Bezkompromisowi łowcy pedofilów przemierzają Polskę tropiąc przestępców seksualnych i organizują wspólnie z policją zasadzki. Emocjonujący program, który jest odpowiedzą na bolesny i bardzo aktualny problem społeczny. Premiera: niedziela 22:30 Kloszard story Dzięki programowi możemy poznać prawdziwe życie ludzi, którzy żyją wśród nas, a z reguły są dla nas zupełnie niewidoczni, oraz ich codzienne problemy, które większości nas nie dotyczą. Premiera: piątek 22:30 Górale Niezwykły świat współczesnych polskich górali. Z gór czerpią odwagę, siłę, zręczność oraz zamiłowanie do wolności. Wiedzą, że nic nie muszą, nigdzie się nie spieszą – akceptują, co daje im los, żyją w symbiozie z naturą, górami oraz porami roku. Premiera: czwartek 22:00 Budowlańcy W programie pojawiają się zarówno profesjonalne jak i mniej profesjonalne ekipy budowlane. Serial pokazuje pracę przy wznoszeniu i remontowaniu budynków… bez cenzury. Dzięki niemu dowiemy się z jak budowlańcy dbają o jakość? Których klientów szanują, a o których wyrażają się w niewybredny sposób? Kto i ile płaci za wykonane prace? Oraz ile naprawdę zarabiają budowlańcy? Premiera: sobota 21:30 Rolnicy – tak się żyje u nas na wsi Zawód, którego godziny pracy dyktuje przyroda. Rolnik nie może po prostu wziąć wolnego, a w gospodarstwie zawsze jest coś do zrobienia. Seria pokazuje jak wygląda praca w jednym z najtrudniejszych zawodów świata. Premiera: czwartek 22:30 (2 odcinki) Więzienie Serial opisuje życie za murami zakładu karnego. Współegzystują tam dwie bardzo różne od siebie grupy- skazani i służba więzienna. Jak wygląda życie za kratami? Czy da się tam żyć? Kamera pokaże wszystkie zakamarki zakładu karnego- od celi, po kuchnię, szpital, spacerniak, świetlice terapeutyczne, gabinety psychologów. Będziemy śledzić losy więźniów i ciężką pracę służby więziennej, jaką muszą włożyć w ich resocjalizację. Premiera: środa 22:00 Kołowrotek Program stworzony nie tylko dla pasjonatów wędkarstwa i dzikiej przyrody. Zostaniemy wprowadzeni w arkana rzemiosła przez doświadczonego wędkarza i doktora ichtiologii Adama Tańskiego, który podzieli się swoją wiedzą tajemną na temat ryb i ich naturalnego środowiska. Premiera: niedziela 9:00 Polski lombard Walusia To największy w Polsce lombard, w którym można sprzedać lub zastawić wszystko. Tym biznesem zarządza rodzina Walczaków z Siemianowic Śląskich: Ewa- matka Walusia, Patryk- syn Walusia, Stella- żona Walusia oraz Waluś, czyli Grzegorz Walczak. Waluś w tej branży działa już od 15 lat i wie o niej wszystko. Czy klienci lombardu zaskoczą go swoimi ofertami? Premiera: poniedziałek 22:30 Nie mów do mnie śmieciarzu Perypetie pracowników służb oczyszczania miasta z różnych stron Polski, którzy od świtu zmagają się z tonami naszych odpadów. Nie lubią być nazywani śmieciarzami ponieważ to nie oni śmiecą. Czyściciele, bo to prawidłowa nazwa ich zawodu, nie traktują swojego zajęcia jedynie jako obowiązku. Zaskakują nie tylko podejściem do czystości, ale i spojrzeniem na wiele aspektów życia. Premiera: piątek 21:00 Rolnicy - Tak się żyje u nas na wsi (137) - opis, recenzje, zdjęcia, zwiastuny i terminy emisji w TV. Zawód rolnika jest jednym z najbardziej tradycyjnych w Polsce. Trzeba pracować przez 7 dni w tygodniu przez cały rok, wstawać o 4 rano i kłaść się o 23. Seria przedstawia trudy pracy na roli.
{"type":"film","id":1111,"links":[{"id":"filmWhereToWatchTv","href":"/film/Konopielka-1981-1111/tv","text":"W TV"}]} powrót do forum filmu Konopielka 2013-01-02 12:09:58 ocenił(a) ten film na: 10 Każde zwierzę ma swój paszport, rolnik nie może posiać zboża ze swoich zbiorów jeśli nie wniesie opłaty właścicielowi odmiany, nie można kupić zboża na siew od sąsiada, przez to że w powszechnym użyciu są kombajny to pojawiły się chwasty w zbożach i teraz trzeba je pryskać opryskiwaczami które muszą przechodzić przeglądy (a według słów diagnosty gdyby sprawdzać je jak się należy to wszystkie tańsze opryskiwacze na rynku nie przeszłyby tych przeglądów nawet nowe) a rolnik który dokonuje oprysków co 5 lat musi przechodzić szkolenie ( zawsze takie same - z ustawionym pseudoegzaminem) Czasem bardziej się opłaca trzymać ugór albo zakładać fikcyjne sady ekologiczne niż uprawiać ziemię Nie wszystkie zmiany na wsi poszły więc w dobrym kierunku i dzisiejsze absurdy wcale nie są mniejsze niż te z tego filmu delurr ocenił(a) ten film na: 6 ryan45 zawsze możesz wrócić do ścinania zboża sierpem ;) ryan45 ocenił(a) ten film na: 10 delurr Nie w tym rzecz - chodzi mi o to że gdyby znalazł się ktoś kto nakręciłby film o unijnych absurdach to po latach byłby ubaw jak z filmów Barei i ci co nie znają tych realiów kręciliby głową z niedowierzaniem A jestem pewien że i masa ludzi współczesnych nie zdaje sobie sprawy z dzisiejszych realiów i absurdów narzuconych przez Unię na przykład w rolnictwie ryan45 W sumie to jest świetny jak serial "Daleko od noszy" naśmiewa się z absurdów i patologii służby zdrowia, to ten film wyśmiewałby inne unijne absurdy. chemas ocenił(a) ten film na: 9 delurr A co ma piernik do wiatraka ? Pozstęp nie polega chyba na tym, aby przez biurokratyczne przepisy utrudnić wszystkim życie, ale chyba raczej odwrotnie. Natomiast wiele cech starej zapyziałej wsi bardzo prezydałoby się w obecnych nowoczesnych czasach. delurr Gdyby rolnik wrócił do sierpa to za bochenek chleba płaciłbyś 50 zł . maciekb80 a co to ma do rzeczy? Nie zrozumiałeś kompletnie tego filmu młodzieńcze bigbosman Cicho. delurr Wróciłem i co łyso Ci? wmbco ocenił(a) ten film na: 6 ryan45 Dziś "prawdziwych rolników już nie ma". Mam kilku znajomych co się "w to bawią" i głównie siedzą przed TV lub jeżdżą po świecie za dopłaty, dzieci kształcą etc. Nawet w tym programie "rolnik szuka żony" trochę pokazali tych "rolników". Niby w NL czy innych "zachodnich" krajach jest to jeszcze bardziej rozwinięte jak "u nas" w Polsce. Ale tam coś uprawiają, zatrudniają ludzi. I dziś Polak nawet ziemniaka nie zje "eko" ze swojej działki. ryan45 ocenił(a) ten film na: 10 wmbco Nie wiesz nic o polskim rolnictwie a o zachodnim tym bardziej no chyba że ci twoi znajomi to tzw. rolnicy z Marszałkowskiej którzy kupili ziemię aby zainwestować kasę i puścili w dzierżawę która obrabia im jakiś frajer a oni biorą dopłaty to się zgodze wmbco ocenił(a) ten film na: 6 ryan45 Tak sobie to tłumacz. ryan45 ocenił(a) ten film na: 10 wmbco No cóż - czyli nic tylko zostać rolnikiem, brać dopłaty i jeździć sobie po świecie Gratuluję wyobraźni albo naiwności skoro wierzysz swoim "znajomym" chemas ocenił(a) ten film na: 9 wmbco Kilku znajomych co się w to bawią. Coś mi się zdaje, że rolnictwo to nie zabawa, to ciężka robota. Tak się składa, że również znam kilka osób zajmujących się rolnictwem (nie bawiących się). Znam również parę osób, którzy załatwili sobie kawałki gruntów, tylko poto by brać na nie dopłaty, na przykład sadząc orzech, którego nawet nie hodują. Unijna paranoja. Nie wiem czym ty zajmujesz się w życiu, ale powiem Ci, że rolnictwo obok budowlanki, drwalstwa, górnictwa i jeszcze paru tego typu zawodów, to najgorsza harówa. wmbco ocenił(a) ten film na: 6 chemas Dlatego zawsze jestem za nimi jak strajkują. Górnik dostaje tak w kość, że potem się nie dziwię, że mu odbija jak go państwo robi w ciula. Np. drwale dostają jakieś marne 5zł/h, jakoś latem strajkowali, ale tego media nie nagłaśniały. Generalnie prace fizyczne są w tych zawodach w/w słabo płatne. Ale nie porównujmy pracownika do rolnika, który ma jakiś areał, dostaje kasę, sprzeda plon i jedzie na 2 tyg do chin na wycieczkę. Weźmie jeszcze kredyciki, a co tam, najwyżej zastrajkujemy i nam część spłacą. Bardziej roszczeniowej grupy jak rolnicy nie ma. Tak jak ci "rolnicy" z programu gdzie żony szukali :D To co ma powiedzieć strażak, policjant, ratownik medyczny, który szuka żony? Tylko czy ma na to czas tak jak taki rolniczek :) chemas ocenił(a) ten film na: 9 wmbco Nie wiesz co mówisz człowieku, pracowalem jakiś czas na roli i wiem co to znaczy. Nie chodzi mi tu o kombinatorach, którzy byli w stanie masę kasy zainwestować w grunty, załatwić dotacje i nic nie robiąc trzepać kasę. Mówię o średnich i drobnych rolnikach, którzy na prawdę lekko nie mają. A możliwości strajku też nie za bardzo, szczególnie w rejonie, gdzie mieszkam, gdzie rolnictwo nie jest tak rozwinięte jak na przykład na Podlasiu. A o debilnym programie Rolnik szuka żony nawet nie wspominaj. I nie pisz, ze jakiś tam rolniczek ma w czasu. Nie masz pojęcia o okresach wegetacyjnych o przygotowaniu gruntów, przechowywaniu produktów i jeszcze kombinowaniu jak je sprzedać. wmbco ocenił(a) ten film na: 6 chemas Nie wiem z jakiego rejonu pochodzisz. Ale chyba też nie zrozumiałeś mojego posta. Ja się odnoszę do "rolników" co jeżdżą dobrymi samochodami. A nie do pracownika rolnego. Nie widzisz nadal tej różnicy. Nie do tego co chodzi w gumofilcach, a do tego co chodzi w pantofelkach po granitowym podjeździe. Poza tym rolnictwo na terenie Podlasia, okolice Warszawy również dzieli się na dwa. Są kurne chaty gdzie ktoś żyje z renty bo oddał ziemię za darmo prawie a ktoś ją sprzedał pod market np. I są obok wille ze sprzętem na posesji za grube miliony. Lubelskie, Podkarpackie, Mazury coś w ten sam deseń. Choć zawsze uważałem że te tereny o są dopiero mało co do pracy w rolnictwie to trochę potu straciłem. Znam zapach g@wna ... Ale możliwe, że ty przepracowałeś więcej lat jak ja. Ja to znam od maleńkości. chemas ocenił(a) ten film na: 9 wmbco W takim razie faktycznie się nie zrozumieliśmy, tyle że ci w pantofelkach to nie rolnicy. Myślałem, że uważasz, że wszystkim zajmującym się rolą w tym kraju powodzi się jak tym unijnym kombinatorom. wmbco ocenił(a) ten film na: 6 chemas Chodziło o mój tekst : Dziś "prawdziwych rolników już nie ma". Dlatego właśnie jest ujęty w cudzysłów. Bo tego małego rolnika czy średniego co pracuje tam cała rodzina nawet na targu nie uświadczysz, bo nie może sprzedać legalnie jajek, prosiaka, etc etc. A są "rolnicy" co oddają to co "wyhodują" na giełdy, do wielkich mleczarni, masarni etc. Ten w gumofilcach nawet się wstydzi, że żyje w bidzie z roli. Bo nawet na wieczorne piwo nie ma. Takie są fakty! A wiele osób bierze dopłaty i żyją jak pączki nawet nie stając autem na "swojej ziemi", a co dopiero w udanej reszty świąt. chemas ocenił(a) ten film na: 9 wmbco Zgadza się, również pozdrawiam świątecznie. wmbco Bez obrazy ale pieprzysz bzdury. Mój sąsiad jest rolnikiem, ma od ch*ja hektarów, zajebistą hodowlę bydła i najnowsze sprzęty ciągnik John Deere wersja na rynek amerykański (tak wielkie bydlę, że aż asfalt popękał w pół roku). Zatrudnił pracowników do gospodarstwa, nawet jego syn jest u niego zatrudniony (płaci mu pensję), a jakoś nie ma czasu i od 20 lat nie był na wczasach nawet w naszych Tatrach, więc nie dup fleków, bo gość idzie spać o 23 a o 4 wstaje i od nowa harówa. wmbco Mało wiesz o dzisiejszym rolnictwie a pewnie wcale nic nie wiesz .Nigdy nie byleś na wsi .Skoro to wszystko jest takie super to czemu jak ostatni frajer, chodzisz do roboty, zamiast zostać rolnikiem i żyć jak król?? .Skala twojej ignorancji sięga Moun Everestu .Rusz sie z twojego miasta i zobacz, jak wygląda świat a nie kozacz z za monitora ryan45 Unia to odmiana socjalizmu. Gdy znany opozycjonista, publicysta, pisarz i kompozytor Kisielewski znalazł się na Zachodzie w końcu to był zdumiony ówczesnym tamtejszym kultem Marksa. I sami poszliśmy po na Zachód, by się znaleźć, znów, na Wschodzie. Oczywiście, upraszczam, ale zakazywania produkcji tradycyjnych żarówek, a uprzywilejowania nowych, toksycznych, to pokazuje, w jakim kołchozie się znaleźliśmy. Chyba jednak taka Unia długo się nie utrzyma, bo pęka Grecja, Portugalia, Hiszpania... ryan45 ocenił(a) ten film na: 10 Wydmin Nie ma takiej możliwości aby to się długo utrzymało zwłaszcza gdy podcina się gałęzie własnej gospodarki poprzez wprowadzanie paktów klimatycznych itp. norm które podnoszą koszty produkcji a jednocześnie zalewasię nasz rynek tanimi produktami z krajów w których założenia tego paktu wzbudzają uśmiech politowania lub puknięcie się palcem w głowę ryan45 To prawda. ryan45 i za dużo mleka nie można wyprodukować. trzeba wylać, żeby kary nie dostać. Tamci ludzie przynajmniej byli samowystarczalni, wytwarzali sobie zdrowe jedzenie itp. a dzisiaj tragedia bo chcą sklepy w niedziele zamykać, a gimby wiją się w konwulsjach jak się smartfon rozładuje. W USA pięknie pielgrzymi indian postępem uraczyli. Ale siła tego filmu to również druga strona: bezsensowne zabobony i kosa... bitzgrzyt1 koloniści nie pielgrzymi* :D bitzgrzyt1 Mam dom i kilkanaście hektarów ale zaprzestalem rolnictwa lata temu. Dzisiejsi panowie rolnicy to banda niszczycieli środowiska i nie należy się zbytnio nad nimi płaszczyć bo większość wali w capa. Teraz zajmuje sie pszczołami i przez ich opryski te owady masowo umierają. Dodam że rolnik zabije praktycznie każde zwierzę łącznie ze swoimi psami które katuje przypinając łańcuchem by pilnowały pola. Wszedzie trzeba pracowac ale oni są mocno ograniczeni i wiecznie roszczeniowi. Ja nie mam żadnych dopłat do miodu wiec nie mam mozliwosci pasożytowania. Mój sasiad rolnik skolei zyje z doplat i 500 plus. bitzgrzyt1 Mleka nie trzeba wylewać, tylko dostosować produkcję do zapotrzebowania. Krowa to nie tylko mleko, to też chodzace mięso. ryan45 @ryan45Przeczytałem ten wątek na forum i powiem ci szczerze: szkoda kolego, że w ogóle rozpocząłeś ten temat. Odezwali się eksperci, któzy ziemię znają z z doniczki, gdzie im wegetuje fikus albo dracena. ryan45 Mimo wszystko chyba więcej jest plusów niż minusów. O tym zbożu to nie wiedziałem, głupota, natomiast narzekać na kombajn, albo na paszporty dla krów, to przesada.... Niech unijne absurdy nie przysłaniają plusów. Kontrole zawsze podnoszą jakość produktów, choć są uciążliwe. ryan45 Absurdów jest sporo - ale wiele z nich pomaga lub przeszkadza, zależnie od "punktu widzenia" osób zainteresowanych. Przykład z mojego życia (w skrócie) dotyczący budowy domu: - dziś prawo autorskie obejmujące projekty domów zabrania mi dokonywania zmian czy to wewnątrz czy na zewnątrz budynku, bez zgody autora projektu (!). Zapytałem panią z biura projektowego "A co, jeśli po 30 latach zechce dobudować sobie w domu balkon? Co jeśli autor projektu już nie będzie żył a firma, w której pracował, się rozpadnie?". Niestety na to pytanie pani z biura mi nie odpowiedziała (pisałem maile). Rozumiem objecie projektów prawem autorskim, bo architekci sobie projekty podkradali, ale to mimo wszystko uderza w klienta. Ale oto drugi absurd: - jeśli wykonałem fotografię, którą chce użyć zarobkowo (np. zamieścić w wydawanej broszurze czy książce) to muszę mieć zgodę architektów wszystkich budynków, jakie widać na zdjęciu. To jest dopiero absurd! Wyobrażacie sobie zdjęcie zrobione na rynku jakiegoś miasta a następnie roczne poszukiwania spadkobierców ich projektantów, celem zdobycia pozwoleń? Idiotyzm. raz, ze to głupie, dwa, ze nierealne do zrezlizowania. Ale architekci (lobby) wywalczyli sobie w Unii Europejskiej, że budynki na podstawie ich projektów nie podlegają "klauzuli o elementach krajobrazu na fotografii", która mówi o tym, że jesli robisz zdjęcie a coś jest w tle (jest elementem krajobrazu) to nie musisz pytać o zgodę. Aczkolwiek jeszcze nie słyszałem o tym, by jakiś architekt kogoś pozwał, bo raczej przegrałby z kretesem i stał się więc widzicie - absurdów jest dookoła sporo. ryan45 ocenił(a) ten film na: 10 Sony_West Na tej samej zasadzie producenci samochodów lobbują ciągle za tym aby właściciel samochodu nie miał prawa dokonać w nim żadnej przeróbki czyli zamontować tzw. zamiennika ani nawet dokonać jakichś napraw na własną rękę- na razie to fikcja ale sam fakt że podobna bzdura komuś przyszła do głowy to już jest absurd ryan45 Żona moja nazywa się Nintendo, a syna nazwałem Xbox! Mój ojciec ma na nazwisko PlayStation! Steam to mój dziadek! atari799927176virgin zamknij się ryan45 Nie mam czasu wchodzić w polemikę z każdym z Twoich stwierdzeń. Jedno zatem skomentuję, żeby Co uświadomić, że nie we wszystkim jesteś nieomylny. Chwasty w zbożu były zawsze. Błędem chłopa był brak pielenia. Z historii osadnictwa na ziemiach polskich wiemy, że pielenie upraw przyszło do nas z Zachodu, bardzo późno, przełom XIX i XX wieku. Czyli to nie jest zupełnie odmienna sytuacja, niż ta o której piszesz. Chwasty były, ale nie leżały w kręgu zainteresowań chłopa. Przez całe wieki.9TTGQ.